9 lipca 2016

Czy warto iść na prawo?

Jak co roku, świeżo upieczeni maturzyści staną przed wyborem ukierunkowania swojego życia. Pomysł studiowania prawa na pewno będzie ponownie jednym z najpopularniejszych, więc kierunki prawnicze zostaną zasypane setkami zgłoszeń kandydatów. Studiowanie prawa wciąż kojarzy się z wysokim prestiżem i świetnymi perspektywami na dobrą pracę oraz wysokie zarobki. Z perspektywy czasu, jako już kilkuletni absolwent prawa, mogę podzielić się swoimi przemyśleniami, które być może uratują kilka osób przed podjęciem decyzji studiowania prawa.  

Jeśli chcesz być z prawem na bieżąco, polub Sprawnie.com na Facebook'u. 

 To może być pięć długich lat...


Studia prawnicze to nie jest łatwy wybór
 
Jeżeli nie jesteś przekonany o tym, że po skończeniu studiów będziesz chciał uprawiać zawód prawniczy, taki jak radca prawny, adwokat, sędzia, prokurator, notariusz, komornik i tak dalej… to szczerze odradzam Ci wybór tych studiów. Dlatego, że to nie są łatwe i przyjemne studia. Wymagają naprawdę sporo poświęcenia, cierpliwości i pokory. A niestety, w zamian nie dają nic. Tak więc, jeśli nie myślisz na poważnie o karierze prawnika, to odpuść sobie i wybierz studia, które naprawdę Cię interesują, lub przynajmniej dadzą konkretny zawód. 


Przede wszystkim, studia prawnicze są strasznie przeteoretyzowane. Nie wyobrażaj sobie, że będziesz studiował wielkie i głośne sprawy sądowe, wysłuchiwał opowieści z sal sądowych, czy uczestniczył w sprawowaniu sprawiedliwości, czy chociaż podglądał ten proces. Studia Ci tego nie dadzą. Będziesz uczył się pierdół. Program nauki sprowadza się do przekazania podstaw prawniczych, ukształtowania w Tobie prawniczego myślenia, które polega na zwracaniu uwagi na szczegóły językowe, ważeniu słów i rozróżnianiu “albo” od “lub”. Poznasz dziesiątki teorii jednej instytucji prawnej, wszelkie poglądy na temat jednego zagadnienia, ale w istocie rzeczy nie będziesz w stanie napisać nawet prostego pozwu o zapłatę. Dlatego, że studia nie uczą żadnych praktycznych rzeczy. Praktyki, które będziesz miał do zaliczenia w wymiarze sprawiedliwości polegać będą na zapoznawaniu się z aktami sprawy, ewentualnie uczestnictwie w rozprawie sądowej. Jeśli trafisz na naprawdę zaangażowanego sędziego/prokuratora, to odda Ci coś łatwego do napisania.


Egzaminy sprowadzają się do opanowania zasady 3xZ: zakuj, zdaj, zapomnij. Przygotuj się, że w każdej sesji do przyswojenia będziesz miał dziesiątki, a nawet setki stron skryptów, ale Twój profesor nie spyta Cię, jak rozwiązać dany problem prawny, tylko jakie rodzaje terminów przewiduje kodeks postępowania cywilnego i jakie wywołują one skutki. Ale co Ci po tym, skoro po miesiącu nie będziesz pamiętał jakim terminem jest termin na zażalenie postanowienia? Co więcej, przygotowanie się do egzaminów będzie wymagało naprawdę dużo czasu - trzy, dwa tygodnie wyjęte z życia. 


Czy te studia są w stanie coś Ci zaoferować? Oprócz zachwytu i podziwu Twojej rodziny, chyba niewiele. Ja ukończyłem Uniwersytet Łódzki, mieliśmy tam swobodę w ustalaniu sobie planu zajęć. Dzięki temu mogłem się codziennie wysypiać, a także dobierać ćwiczeniowców, którzy nie wymagali zbyt wiele lub przekazywali praktyczną wiedzę. Między sesjami nie mieliśmy żadnych kolokwiów, więc mogłem ten czas poświęcać na własne zainteresowania - dużo podróżowałem, imprezowałem, pracowałem. I to chyba jedyne, co mi się podobało w tych studiach. A perspektywy zawodowe? Jeżeli będziesz kontynuował kształcenie na aplikacji korporacyjnej, to nie licz na zarobki powyżej 1.500 zł przez 3 lata. Rzadko kto zarabia więcej. Po skończeniu aplikacji też nie będzie różowo - wystarczy posłuchać o tym, jak rynek jest nasycony prawnikami i jaka zażarta konkurencja panuje. Natomiast, jeśli zrezygnujesz z dalszej ścieżki kariery prawnika, to przygotuj się na powtarzane przy każdej okazji "co tutaj robisz, skoro skończyłeś prawo?".


Podsumowując, te studia nie są dla każdego. One są wyłącznie dla ludzi, którzy są przekonani o tym, że będą w przyszłości prawnikami. Jeżeli nie jesteś na to nastawiony, to te studia szybko Cię zniechęcą i zmęczą. A pamiętaj, że są 5-cio letnie, więc nie zakończysz ich na licencjacie i nie przeniesiesz się na inny kierunek. Te studia nie dadzą Ci żadnych praktycznych umiejętności, które będziesz mógł wykorzystać w innej branży. Wobec tego, przemyśl to bardzo dobrze, a jeśli już wybierzesz ten kierunek, to zaplanuj sobie przebieg kolejnych 5 lat, tak aby postawić na samokształcenie i rozwijanie swoich pasji i zainteresowań. Inaczej szybko zgorzkniejesz.

Przeczytaj również:

6 komentarzy:

  1. Bardzo demotywujący ten wpis. Jednak podobnie jest z psychologią - dużo osób ją studiuje, a na rynku jest takie przesycenie że nie da się znaleźć pracy w zawodzie. Można co najwyżej pracować w HR i to jest zajęcie tak mało związane ze studiami, że aż się człowiekowi wszystkiego odechciewa.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja bym nie był taki negatywnie nastawiony do życia :)

    Po pierwsze - zgadzając się na samym początku z tym, że samo prawo i zakuta akademicka teoria na niewiele się zdaje w dalszej karierze zawodowej - to przy okazji połączenia go z czymś innym daje już sensowne perspektywy. Ilu jest księgowych, którzy potrafią weryfikować przebieg kontroli u pracodawcy? Ilu jest behapowców, którzy potrafią podpowiedzieć coś sensownego pracodawcy w razie wypadku przy pracy? Dla mnie połączenie prawa z inną wiedzą specjalistyczną jest mądrym wyjściem w sytuacji przesytu na rynku stricte prawniczym. A nawet i rozpoczynając własną działalność gospodarczą, w całkiem innym kierunku niż studiowane prawo, absolwent jest w zupełnie innej sytuacji niż osoba, która nie ma pojęcia ani jak wygląda rejestracja działalności, ani nie wie jak powinna wyglądać umowa o pracę przyszłego pracownika, nie mówiąc już o tym, że da sobie wcisnąć każdą niekorzystną umowę.

    Po drugie, poniekąd na marginesie, na aplikacji da się pracować za więcej niż 1,5k, choć czasem może to być związane z wyrzeczeniami w postaci na przykład wyprowadzki w inny rejon Polski. (Nie, nie mówię o Warszawie). Zawsze dochodzą "substytucje" (wiem, że to błędne określenie) plus jakieś rzeczy które robi się dla znajomych, rodziny, pod "papierami" patrona. Ponadto wiele osób łączy jednak pracę w zawodach prawniczych /działy prawne firm, urzędy itp/ z równoczesnym robieniem aplikacji (poza ogólną, ale tam się nie zarabia 1,5k). I da się tak wbrew pozorom z sukcesami aplikować i na sensownym poziomie utrzymać.

    Po trzecie: nie mogę niestety zgodzić się z tym, że prawo nie jest dla ludzi, którzy "nie mają przekonania o tym, że chcą zostać sędziami, adwokatami, prokuratorami" Prawda jest taka, że przeciętny maturzysta nie ma zielonego pojęcia jak wygląda ta praca. Mało tego - na studiach prawniczych też mu tego nie powiedzą. Dopiero potem okazuje się, że zamiast płomiennych przemów sądowych adwokata są godzinne czytania akt Sądu Rejonowego w Pcimiu Górnym, który wymyślił korzystną dla klienta linię interpretacji przepisów. A i prokurator nie jeździ cały czas w teren ścigając złoczyńców, tylko podpisuje zatwierdzenia odmowy wszczęcia postępowania przygotowawczego, a jego inicjatywa na sali sprowadza się do "jak dotychczas". Żeby powiedzieć, że się czegoś nie lubi trzeba tego spróbować niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że da się zarabiać więcej niż 1500 zł, ale mało kto na początku tyle zarabia. Na II i III rok aplikacji jest lepiej, ale nadal nie są to powalające kwoty. Jeżeli chodzi o stójki, to zwracam uwagę na to ilu jest aplikantów, a ile ofert. No i pracodawca może sie na nie nie zgadzać... A dla rodziny często robi się, bo"wujek poprosił" ;) Te zarobki 1500 zł, to chyba głównie w kancelariach - w działach prawnych/urzędach jest chyba trochę lepiej?

      Aplikacja chyba nie przeszkadza w pracy? To jest tylko jeden dzień zajęć, plus jakieś praktyki - pracodawca o tym wie, z reguły sam ją odbywał.

      Co do trzeciego, kiedyś na zajęciach na pierwszym roku studiów prof. od wstępu do prawoznawstwa powiedział,że z tych studiów najlepiej zrezygnować po II roku, po III już się nie opłaca, nawet jeżeli nie nie chce się wykonywać tego zawodu :) Oczywiście, jeżeli ktoś nie spróbuje, to nie będzie wiedział - ale niech maturzyści mają świadomość, że nie zawsze jest kolorowo.

      Wczoraj Ewa Usowicz w rzeczpospolitej napisała tekst "Prawnicy w butach z Lidla" - równie mroczne wizje, co tutaj.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Nie znałem określenia "stójki", ale człowiek ciągle się uczy. Niemniej - to nie tyle jest kwestia ilości aplikantów a ilości ofert a bardziej ilości aplikantów w przy konkretnym SO/SR a ilosć ofert. W mniejszych sądach czasem jest wbrew pozorom z tym sporo lepiej.

    Co do "wujka" - jeżeli to rodzina, to rzecz jest oczywista, ale jeżeli to wujek którego widziało się raz w życiu - nie ma zmiłuj. Trzeba się szanować, bo jeżeli sami się nie będziemy szanować to kto będzie? A dodatkowo trzeba sobie uświadomić jeden fakt - aplikacja to czas nie tylko na zdobywanie wiedzy, ale też kontaktów i klientów. Jeżeli ktoś będzie tylko i wyłącznie zakuwał, by na końcu celująco zdać egzamin - to na dość niewiele mu się to zda po odebraniu togi, jeżeli nie będzie klientów. Niemniej - to temat na całkiem inną dyskusję, choć warto go tu wziąć pod uwagę.

    Co do rezygnowania, bo nie zawsze jest kolorowo - ja spodziewałem się innych rzeczy. I na studiach i w trakcie aplikacji. Ale mimo, że dostałem coś innego - gdybym wiedział jak to będzie wyglądać - poszedłbym tą samą drogą.

    Tak, "lepiej" jest godzić aplikację z pracą w urzędzie. Ale tylko finansowo. Niestety - coś za coś. Ale dalej uważam, że ci bardziej obrotni i bystrzy raczej za 1,5k nawet w kancelarii nie będą pracować. Tym bardziej - czas pół-darmowych pracowników aplikantów się kończy - zaczyna wyraźnie maleć liczba aplikantów pierwszorocznych i ten proces pewnie będzie się pogłębiał. A aplikant zawsze się w kancelarii przyda.. Cenę kreuje popyt i podać. Podaż zaczyna maleć...

    Mimo wszystko - ja dalej nie uważam by to był mroczne wizje. Ja przyszłości swojej, jako kancelaryjnego, bynajmniej nie widzę w kategorii mrocznych wizji. Rynek się zmienia, trzeba się z tym godzić i dostosować a nie obrażać na konieczność chodzenia w budach z Lidla. Artykuł czytałem... I wieje dość mocną hipokryzją niestety. Na te buty z lidla nie narzekają młodzi adwokaci/radcowie tylko starzy wyjadacze, którym młodzież podbiera klientele. Najzwyczajniej w świecie nie wierzę w troskę "pana adwokata z Warszawy"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafne spostrzeżenia, ale wypowiedziane z punktu widzenia kogoś, kto już jest zdecydowany na karierę prawniczą, a w dodatku się w tym odnajduje. Artykuł natomiast miał zwrócić uwagę osób, które idą na prawo myśląc sobie "skończę prawo, a potem na pewno znajdę jakąś pracę" albo "takie studia na pewno dadzą mi karierę", czy też "otworzę sobie kancelarię i będę trzepał kasę" :). Nie ma łatwo, ani w czasie studiów, ani po studiach, dlatego w dzisiejszych realiach, ludzie którzy wybierają prawo z przypadku, czy z materialnych pobudek, umęczą się na tym kierunku.

      Usuń
  4. Jakieś straszne masz te wspomnienia ze studiów. Ja skończyłam UW w 2001 i nie narzekam. Część zajęć była bardzo fajna, część taka sobie, a część paskudna, ale z czasem można było wybierać zajęcia i chodzić na te, które człowieka interesują. Owszem na studiach nie nauczyli mnie, jak napisać pozew, ale ja byłam nastawiona na to, że praktyczną wiedzę zdobędę na aplikacji i że może być ona pozaetatowa. I do chęci zostania sędzią nie zniechęciła mnie nawet miesięczna darmowa praktyka w sądzie polegająca częściowo na ręcznym wypisywaniu zwrotek a częściowo na ręcznym protokołowaniu.

    BTW fajny blog, wrzucam go sobie do feedly.

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli chcesz o coś spytać lub podzielić się swoimi uwagami - pisz śmiało!