28 czerwca 2015

Podpisane faktury - co dają w sądzie?

Jakiś czas temu przybliżyłem kilka wskazówek (link), w jaki sposób można zabezpieczyć swoje interesy z niepewnymi kontrahentami. Jedną z rad było, aby kontrahenci podpisywali czytelnie faktury przez Ciebie wystawiane. Przybliżę tę kwestię, ponieważ dopilnowanie tego jednego podpisu może znacznie ułatwić i przyśpieszyć dochodzenie Twoich należności.


Faktura jest potwierdzeniem dokonanej czynności prawnej, najczęściej potwierdza zawarcie umowy sprzedaży lub wykonanie jakiejś usługi. W jej treści zawarte są bardzo istotne informacje - kto kupił, co kupił, od kogo i ile jest mu winien, a także kiedy ma nastąpić zapłata. Chociaż odchodzi się od obowiązku podpisywania faktur i co raz powszechniejsze są faktury elektroniczne, to jednak przed sądem największe znaczenie ma zwykła papierowa faktura podpisana przez odbiorcę, lub upoważnioną przez niego osobę. Dlatego właśnie bardzo ważne jest, żeby ten kto jest zobowiązany do zapłaty podpisał wystawioną przez Ciebie fakturę, ponieważ tym samym akceptuje wystawiony na jego nazwisko/firmę rachunek i uznaje swoje zobowiązanie.


Podpisane faktury ułatwiają ściąganie długów

Dochodzenie należności na drodze sądowej najczęściej odbywa się w postępowaniu upominawczym lub nakazowym. Postępowanie nakazowe jest najbardziej skuteczne, gdyż sam nakaz zapłaty, który jeszcze nie jest prawomocny uprawnia do przekazania sprawy komornikowi sądowemu, który może zabezpieczyć środki pieniężne czy ruchomości na poczet zapłaty długu przez dłużnika. Jednakże, żeby sąd mógł wydać nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym potrzebuje silnych argumentów powoda. Wierzytelność musi zostać udowodniona w sposób niebudzący wątpliwości sądu. Jednym z solidnych dowodów jest właśnie podpisana w czytelny sposób faktura przez dłużnika lub jego pracownika.


Ponadto, pozew w postępowaniu nakazowym jest znacznie tańszy niż w zwykłym trybie, bo kosztuje zaledwie 1/4 standardowej opłaty sądowej. Postępowanie to jest dość szybkie (oczywiście, to zależy od sądu), ponieważ nakazy mogą wydawać również referendarze sądowi.


Warto też gromadzić inne dokumenty podpisywane przez kontrahentów, np. potwierdzenia odbioru towaru czy chociażby podpisane zwrotki w przypadku wysyłania korespondencji za potwierdzeniem odbioru. Wszystko to jest śladem zaciągnięcia zobowiązania przez dłużnika i znacznie ułatwi dochodzenie Twoich należności.

Jeżeli potrzebujesz pomocy - skontaktuj się ze mną i opisz swój problem. Kontakt do mnie.

Przeczytaj również:

21 czerwca 2015

Pełnoletni uczeń może usprawiedliwić swoją nieobecność

Osiemnaste urodziny, to taka magiczna bariera, którą każdy chce przekroczyć, chociaż będąc już po drugiej stronie szybko się rozczarowuje. Niby nic się nie zmienia, a nagle okazuje się, że wszyscy coś od Ciebie chcą, pojawiają się jakieś nowe obowiązki i odpowiedzialność. Niby jest fajnie, bo już można alkohol kupić, prowadzić auto, ale zaraz pojawia się obowiązek płacenia podatków, trzeba zaraz szukać pracy, samemu zarabiać i sobie gotować. Nagle 100 złotych otrzymane na urodziny, które kiedyś były wielkimi kokosami staje się zwykłym papierkiem, który nie wystarczy nawet na jedną parę markowych butów. Na pewno jest jeden plus wejścia w dorosłość - możliwość usprawiedliwiania swojej nieobecności na zajęciach.


Zgodnie z art. 92 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, dziecko pod władzą rodzicielską pozostaje aż do uzyskania pełnoletności. Po przekroczeniu 18 roku życia, prawnie przestaje być od nich zależne i staje się samodzielne. Życiowo, wiadomo że pępowinę nie jest tak łatwo odciąć. Od tej chwili, dziecko dokonuje wszelkich czynności prawnych we własnym imieniu, gdyż ma pełną zdolność do czynności prawnych. Jeśli rodzic chce dokonać jakiejś czynności w imieniu swojego dziecka, potrzebne jest mu stosowne pełnomocnictwo. 

Pełnoletni uczeń sam może usprawiedliwić swoją nieobecność w szkole

Czy w takim razie, pełnoletni uczeń może sam usprawiedliwić swoją nieobecność na zajęciach w szkole? Tym razem odpowiedzi nie znajdziesz w żadnej ustawie, a powinieneś jej szukać w statucie szkoły, do której chodzisz. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 maja 2001 r. w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół, w przypadku liceów ogólnokształcących, zastosowanie ma par. 19 załącznika nr 4, który stanowi:
1. Statut liceum określa prawa ucznia, z uwzględnieniem w szczególności praw zawartych w Konwencji o prawach dziecka, oraz tryb składania skarg w przypadku naruszenia praw ucznia.
2. Statut liceum określa obowiązki ucznia, z uwzględnieniem obowiązków w zakresie:
1) udziału w zajęciach edukacyjnych, przygotowywania się do nich oraz właściwego zachowania w ich trakcie,
2) usprawiedliwiania, w określonym terminie i formie, nieobecności na zajęciach edukacyjnych,
3) dbania o schludny wygląd oraz noszenia odpowiedniego stroju,
4) warunków korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych na terenie liceum,
5) właściwego zachowania wobec nauczycieli i innych pracowników liceum oraz pozostałych uczniów.
Do technikum zastosowanie ma par. 20 załącznika 5a, a do zawodówki par. 21 załącznika 5b. Szkoła decyduje w swoim statucie na jakich warunkach uczniowie mogą usprawiedliwiać swoją nieobecność na zajęciach, zatem warto zapoznać się z treścią tego aktu. Szczerze mówiąc, nigdy nie czytałem statutu swojej szkoły, a nie ma go w internecie, więc posłużę się dla przykładu statutem XXI Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa w Łodzi, który zawiera następujące postanowienie:
Uczniowie pełnoletni sami usprawiedliwiają swoją nieobecność. Wychowawca klasy może usprawiedliwić tylko i wyłącznie te nieobecności, które są potwierdzone zaświadczeniem (zwolnieniem) od lekarza, z policji, straży, sądu itp.
Jeżeli potrzebujesz pomocy - skontaktuj się ze mną i opisz swój problem. Kontakt do mnie.

Przeczytaj również:

17 czerwca 2015

Kierowcy Ubera są pracownikami (?)

Precedensowe orzeczenie zostało wydane przez Komisję Pracy i Zatrudnienia stanu Kalifornia w USA w sprawie kierowcy zarabiającego przy użyciu aplikacji Uber. Komisja stwierdziła, że kierowca jeżdżący "dla" Ubera nie jest zleceniobiorcą, a pracownikiem. Jest to wyłom w dotychczasowej interpretacji stosunku prawnego łączącego kierowców z Uberem, ponieważ do tej pory nie byli uznawani za pracowników, a co najwyżej zleceniobiorców (ang. contractor). Jak podnosił pełnomocnik Ubera, aplikacja Uber działa w ten sposób, że jedynie kojarzy klienta-pasażera z kierowcą i zapewnia realizację przejazdu, wobec czego nie może być uznawana za pracodawcę.

Komisja stwierdziła jednak, że skoro Uber jest zaangażowany w każdy aspekt realizacji przez kierowcę zlecenia przewozu pasażera, począwszy od sprawdzenia kompetencji kierowcy, poprzez skojarzenie stron, aż do rozliczenia przejazdu i pobrania należnego dla siebie wynagrodzenia, to jest (w rozumieniu prawa stanu Kalifornia) jego pracodawcą. W związku z tym, "kierowcy-pracownikowi" należą się odpowiednie świadczenia pracownicze, w tym wynagrodzenie i benefity.

Orzeczenie to jest precedensowe i jak obie strony wskazują, zostało wydane na gruncie konkretnego stanu faktycznego, tak więc nie może być analogicznie stosowane do wszystkich kierowców Ubera. Jednakże, takie stanowisko może zapoczątkować nowe spojrzenie na sytuację prawną kierowców Ubera... zwłaszcza, że zostało wydane w bardzo nieodpowiednim czasie dla Ubera, ponieważ od pewnego czasu skupia on na sobie zainteresowanie organów kontroli prawnej państw Unii, które nieprzychylnie patrzą na sposób, w jaki Uber zarabia pieniądze na przewozie pasażerów. Korporacje taksówkarskie na pewno ucieszą się z przyjęcia takiej linii orzeczniczej.

Czy kierowca Ubera jest pracownikiem?

Jeżeli potrzebujesz pomocy - skontaktuj się ze mną i opisz swój problem. Kontakt do mnie.

16 czerwca 2015

Ochrona wizerunku na imprezie

Jakiś czas temu przeczytałem wypowiedź pewnego fotografa imprez klubowych, który stwierdził mniej więcej, że jego praca może zniszczyć niejednemu człowiekowi życie. Strasznie mnie zaskoczyło takie stwierdzenie, ale gdy czasami przeglądam zdjęcia z różnych imprez klubowych, plenerowych lub prywatnych, to jednak nie sposób się zgodzić z taką tezą. Dużą popularnością cieszą się w Internecie kompilacje zdjęć z imprez, które przedstawiają pijanych, lub w innym dziwnym stanie ludzi w niezwykłych pozycjach, czy sytuacjach... Konsekwencje upublicznienia takiego zdjęcia, czy filmu mogą być nawet bardzo dramatyczne, bo jak wiadomo w Internecie nic nie ginie. Czy fotograf ma prawo do rozpowszechniania zdjęć, na których wyglądamy niekorzystnie? Czy można mu w tym prawnie przeszkodzić? To zależy od zdjęcia...

Jeśli chcesz być z prawem na bieżąco, polub Sprawnie.com na Facebook'u. 


Co do zasady, aby móc rozpowszechniać czyjś wizerunek, wymagana jest zgoda tej osoby. Jednak, zdjęcia z imprez publicznych najczęściej przedstawiają ogół ludzi bawiących się na takiej imprezie. Organizator publikując takie zdjęcia chce pokazać jak dużo ludzi przyszło na imprezę, jaką popularnością się cieszyła, a ludzie bawili się wyśmienicie. Często uczestnicy zabawy sami wrzucają np. na facebooka zdjęcia z imprezy. Czy w takich wypadkach również wymagana jest zgoda wszystkich osób uwidocznionych na zdjęciu?


Jak chroniony jest wizerunek podczas imprezy?
Wydaje się, że jedyną racjonalną odpowiedzią jest "nie", gdyż ciężko wyobrazić sobie, aby fotograf (zawodowy czy przypadkowy) prosił podczas zabawy każdą osobę ze zdjęcia o pozwolenie na jego rozpowszechnianie... Dlatego właśnie prawo przewiduje wyjątek, który zgodnie z art. 81 ust. 2 pkt 2 Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych stanowi, że:

Zezwolenia nie wymaga rozpowszechnianie wizerunku:
osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza.

W związku z tym, przystępując do udziału w jakiejś imprezie klubowej, plenerowej, czy nawet przechadzając się po mieście, jeżeli zostanie zrobione nam zdjęcie, na którym jesteśmy częścią planu i stanowimy jedynie nieznaczący element tego zdjęcia, to nie przysługuje nam prawna ochrona. Trafnie w tej kwestii wypowiedział się Sąd Apelacyjny w Łodzi w wyroku z dnia 6 października 2014 r. (sygn. sprawy I ACa 429/14), który stwierdził:
Osoba decydująca się na udział w publicznym zgromadzeniu nie tyle wyraża w sposób dorozumiany zgodę na upublicznienie jej wizerunku jako szczegółu całości, ale godzi się na to, że wizerunek taki może zostać rozpowszechniony w ramach publikacji całości bez jej zgody, dorozumianej czy nie - to nie ma w tym przypadku znaczenia, ponieważ zgoda taka nie jest wymagana na podstawie regulacji ustawowej.

Żeby sprawdzić, czy zdjęcie lub film mieści się w kategorii omawianego przepisu, można przeprowadzić taki test - jeśli Twój wizerunek stanowi jedynie element akcydentalny lub akcesoryjny przedstawionej całości, tzn. w razie usunięcia wizerunku nie zmieniłby się przedmiot i charakter przedstawionej całości, to wówczas wizerunek nie jest prawnie chroniony. Zdjęcie, czy film, z którego zostałbyś usunięty nie stracą na swojej wartości, gdyż dalej będą przedstawiały spójną całość, a więc znalazłeś się na zdjęciu przypadkowo i fotograf nie miał zamiaru upublicznić Twojego wizerunku.


Co więcej, pewnie nawet nie jesteś tego świadom, ale wchodząc do klubu, akceptujesz jego regulamin i wyrażasz zgodę na rozpowszechnianie swojego wizerunku. Przedstawiam jako przykład postanowienia regulaminu jednego z popularnych łódzkich klubów:
Wstęp na imprezę oznacza zgodę uczestnika na bezpłatne wykorzystanie jego wizerunku przez Organizatora dla celów marketingowych.
Osoby decydujące się na wejście do lokalu wyrażają zgodę na nieograniczone wykorzystanie, w jakiejkolwiek formie i na wszelkich polach swojego wizerunku.

W takim wypadku wydaje się, że jesteśmy skazani na empatię i poczucie dobrego smaku fotografów oraz osób prowadzących profile klubów, czy innych miejsc rozrywek, którzy decydują o tym, co umieścić w Internecie. W końcu im też powinno zależeć, aby dbać o renomę swojego miejsca i nie pokazywać gości, którzy renomę taką mogą naruszyć. 


Moim zdaniem, jest jednak pewna instytucja prawna, która pozwoliłaby na ochronę prawną naszego wizerunku, gdyby ten został rozpowszechniany i postawił nas w niekorzystnym świetle. Wizerunek każdego z nas jest dobrem osobistym, czyli pewną wartością ludzką, która zasługuje na szczególną ochronę prawną i poszanowanie. W niektórych okolicznościach, osoba uwieczniona, której wizerunek został rozpowszechniony, mogłaby się domagać ochrony swojego wizerunku.

Jeżeli potrzebujesz pomocy - skontaktuj się ze mną i opisz swój problem. Kontakt do mnie.

Przeczytaj również:

4 czerwca 2015

Co może powiatowy (miejski) rzecznik konsumentów?

Powiatowy, lub miejski rzecznik konsumentów to osoba, która ma dbać o to, aby prawa konsumentów były przestrzegane na poziomie powiatu/miasta na prawach powiatu. Zadania, do których wykonywania został powołany oraz broń, którą może się posługiwać (prawną broń oczywiście) regulują przepisy Ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Czy rzecznik konsumentów jest gwarantem praw konsumenckich i straszakiem na nieuczciwych przedsiębiorców? Moim zdaniem - nie za bardzo, gdyż jego uprawnienia nie są zbyt daleko idące.
Czy rzecznik konsumentów może pomóc w sporze ze sprzedawcą?

Przede wszystkim, rzecznik konsumentów wybierany jest przez starostę (względnie prezydenta miasta), który nawiązuje z nim stosunek pracy. Wobec tego, funkcja rzecznika nie jest niezależna i może być podatna na polityczne wpływy. Rzecznikiem konsumentów może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie, w szczególności prawnicze lub ekonomiczne, i co najmniej pięcioletnią praktykę zawodową, a więc nie musi to być osoba o szczególnych kompetencjach i wiedzy z zakresu prawa konsumenckiego, czy cywilnego lub gospodarczego.


Zgodnie z ustawą, do zadań i obowiązków rzecznika konsumentów należy:
1) zapewnienie bezpłatnego poradnictwa konsumenckiego i informacji prawnej w zakresie ochrony interesów konsumentów;
2) składanie wniosków w sprawie stanowienia i zmiany przepisów prawa miejscowego w zakresie ochrony interesów konsumentów;
3) występowanie do przedsiębiorców w sprawach ochrony praw i interesów konsumentów;
4) współdziałanie z właściwymi miejscowo delegaturami Urzędu (UOKiK - mój przyp.), organami Inspekcji Handlowej oraz organizacjami konsumenckimi;
5) wykonywanie innych zadań określonych w ustawie lub w przepisach odrębnych.
Jak z powyższego wynika, rzecznik ma za zadanie udzielać porad prawnych w zakresie prawa konsumenckiego, może wpływać na stanowienie lokalnego prawa konsumenckiego, interweniować u przedsiębiorców w sprawach konsumenckich oraz współdziałać z innymi organami powołanymi do kontroli przedsiębiorców. W zakresie ostatnich dwóch punktów, rzecznik może w szczególności przekazywać informacje zebrane w toku swojej pracy innym organom, co może zainicjować kontrolę np. Inspekcji Handlowej u danego przedsiębiorcy. Taka kontrola może przysporzyć sporo problemów oraz skończyć się karą finansową.


Przedsiębiorcy działający w obrocie B2C mogą spotkać się z interwencją rzecznika konsumentów, kiedy ich klient zawiadomi o nieprawidłowościach zaistniałych w związku z dokonaniem zakupu w ich sklepie. Może zdarzyć się, że rzecznik wystosuje pismo, w którym zobowiąże do udzielenia przez sprzedawcę wyjaśnień, dlaczego postąpił w określony sposób, czy ustosunkowania do jego opinii. Czy rzecznik może wpłynąć na decyzje przedsiębiorcy, przymusić go do wykonania jakichś czynności lub nałożyć na niego karę finansową? Nie może. Dlatego właśnie, moim zdaniem, możliwości rzecznika są dość ograniczone, jeśli chodzi o kontrolę przedsiębiorców. Jedyna dotkliwość, jaka może spotkać przedsiębiorcę, to nałożenie na niego karę grzywny w wysokości co najmniej 2.000 złotych, w przypadku gdy przedsiębiorca naruszy obowiązek udzielenia rzecznikowi konsumentów wyjaśnień i informacji będących przedmiotem wystąpienia rzecznika lub obowiązek ustosunkowania się do jego uwag i opinii. Grzywnę nakłada sąd, i co ciekawe, z wnioskiem o ukaranie nie może wystąpić sam rzecznik, tylko Policja...


Jest jednak pewna broń, którą rzecznik może się posługiwać i skutecznie zwalczać nieuczciwych sprzedawców:
Art. 42 ust. 2. Rzecznik konsumentów może w szczególności wytaczać powództwa na rzecz konsumentów oraz wstępować, za ich zgodą, do toczącego się postępowania w sprawach o ochronę interesów konsumentów.
Szczerze mówiąc, nie słyszałem, żeby rzecznicy chętnie korzystali z tego uprawnienia i garnęli się z powództwami na rzecz konsumentów. Chociażby w sprawie polisolokat, kiedy konsumenci występujący przeciwko bankom z pozwami zbiorowymi szukali rzecznika, który w ich imieniu wniósłby powództwo, udało im się namówić dosłownie paru rzeczników w skali całego kraju. Sytuacja była dość dramatyczna, ponieważ opłata sądowa od takiego pozwu to są tysiące złotych, podczas gdy rzecznik konsumentów zwolniony jest od obowiązku uiszczenia opłaty sądowej. W roku 2013 rzecznicy konsumentów wnieśli 4317 pozwów, przy czym było ich zatrudnionych ok. 350. Wychodzi mniej więcej jeden pozew miesięcznie na jednego rzecznika.Czy to dużo, czy to mało?

Przedsiębiorcy nie boją się rzeczników konsumentów

Najwięcej pracy rzecznicy wykonują poprzez udzielanie porad, gdyż łódzka delegatura udzieliła 32 342 porady i informacje, a w skali całego kraju rzecznicy udzielili ich 443 356. Następnym najefektywniejszym polem są wystąpienia do przedsiębiorców w sprawach ochrony praw i interesów konsumentów. Delegatura łódzka występowała do przedsiębiorców 6 901 razy, a w skali kraju wystąpień było 62 270.


Wydaje się, że sami rzecznicy zdają sobie sprawę ze swojego nie najlepszego przygotowania do pełnienia funkcji, skoro "w swoich sprawozdaniach wskazywali na konieczność zwiększenia efektywności ich pracy poprzez kadrowe i finansowe wzmocnienie instytucji Rzecznika, systematyczne organizowanie szkoleń, seminariów i konferencji poświęconych ochronie konsumentów, podnoszenie kwalifikacji zawodowych oraz stałą współpracę i wymianę doświadczeń z organizacjami konsumenckimi" (cytat pochodzi ze sprawozdania pt. "Działania Powiatowych (Miejskich) Rzeczników Konsumentów w roku 2013").


Osobiście uważam, że rzecznicy mogliby mieć skuteczniejsze narzędzia do sprawowania nadzoru nad obrotem konsumenckim. Wówczas, odciążone zostałyby sądy, a wiele spraw mogłoby zakończyć się polubownie, ewentualnie mandatem czy grzywną. Przyznam się, że sam wielokrotnie korzystałem z porad rzecznika konsumentów lub Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, parę razy nawet pomogli.

Jeżeli potrzebujesz pomocy - skontaktuj się ze mną i opisz swój problem. Kontakt do mnie.

Przeczytaj również: